Już mi sie ogonek cieszy bo mam domek ;) 30.06.2014
Aryjka to około 3-4 miesięczna suczka, która do naszego schroniska trafiła 23 czerwca 2014 roku z ul. Wawrzyńskiej. Aryjka początkowo bardzo nas się bała, ale okazała się radosnym i bardzo wylewnym w swoich uczuciach szczeniakiem. Uwielbia przytulać się, ale też oczywiście bawić jak na malucha w jej wieku przystało.
https://picasaweb.google.com/114650921578160203091/Aryjka9019
W dniu 27.06.2014r. adoptowaliśmy z PsitulMnie Aryjkę (nr 9019). Tak, to już rok jak Mishka jest z nami. Sami nie wiemy kiedy to zleciało... :) Ale może zacznijmy od początku.Może niektórzy z Was pamiętają jak bardzo przeżyłam odejście mojego poprzedniego psiaka ( http://www.psitulmnie.pl/aktualnosci.php?show=news&id=290 ). Od odejścia Niki w czerwcu 2014 roku mijały 3 miesiące, w domu i w sercu panowała ogromna pustka- przez kilkanaście lat ta czarna kulka witała nas w drzwiach, oglądała z nami telewizję, spała w jednym łóżku i nagle jej zabrakło... Rodzice postanowili adoptować kolejnego psiaka, więc przyjechali aż z Radomia do PsitulMnie. Dla mnie każda wizyta w schronisku kończy się potokiem łez, więc nie było łatwo przekroczyć Psitulową bramę. Pani z obsługi pokazała nam dwie suczki- jedna rozszczekana "kierowniczka", która pokrzykiwała nawet na większe psy i druga- przyklejona do nogi opiekunki, drobna, przerażona, bez chęci kontaktu z obcymi. Adopcja zwierzęcia to decyzja na wiele, wiele lat, dlatego nie można jej podejmować pod wpływem chwili- postanowiliśmy ochłonąć (widok psiaków za kratami, błagających o chwilę uwagi rozkleił nas totalnie). Zasmarkani wróciliśmy z całą rodziną do samochodu. Chciałoby się przygarnąć wszystkie psy, wszystkim pomóc, żeby zaznały ciepła, miłości... Po chwili postanowiliśmy jeszcze pojechać do schroniska w Rudzie Śląskiej, w końcu rodzice przyjechali po psa- tam serce mamie skradła mała, kudłata, zasmarkana, przeziębiona kuleczka. Mama wzięła ją na ręce i już nie chciała oddać :) I tak w domu rodziców pojawiła się Tosia. Co najlepsze, ja w planach adopcji nie miałam, mimo że w domu brakowało mi czworonoga. W nocy nie mogłam zasnąć, ta mała przerażona istotka z PsitulMnie nie dawała mi spokoju. Na drugi dzień z narzeczonym podjęliśmy decyzję- jedziemy po nią! Jedziemy ją uratować! Aryjka ponownie nie chciała do nas podejść, przyklejona do nogi opiekunki, ze spuszczoną mordką. Opiekunka mówiła "No zareklamuj się trochę" :) , ale Aryjka się bała. Dopiero po kilkunastu minutach ostrożnie do nas podeszła. Nie potrafiłabym wyjść bez niej z tego schroniska! W biurze dopełniłam wszystkich formalności, wsiadłam do samochodu, rozłożyłam kocyk na kolanach, opiekunka posadziła mi Aryjkę na kocyku, pomachała i odjechaliśmy. Podróż samochodem zniosła bardzo dobrze, była spokojna, wtulała się we mnie, kupiliśmy jej smycz i kilka innych gadżetów. Niestety spacery nie należały do przyjemności- tak jakby zbyt wiele się działo dookoła, mnóstwo ludzi, innych psów, hałasu, ogon zawinięty pod tyłek, całe ciało skulone, a załatwianie potrzeb dobrze szło jej tylko w domu, na panelach ;) Po jakimś czasie od adopcji postanowiliśmy spuścić ją ze smyczy z dala od zabudowań, ulic- ogon do góry i beztroska zabawa na trawie (bez smyczy nie było problemu z załatwianiem się na dworze). Większość ludzi dookoła powtarzała- po co ci taki pies z problemami, ona się wszystkiego i wszystkich boi, załatwia się w domu, gryzie wszystko, niszczy- same straty. Nie powiem, że nie było ciężko, czasami płakałam z bezsilności, w końcu nie jestem ani behawiorystką ani psią trenerką. Mishka nas nie oszczędzała- gryzła buty, pościel, prześcieradła, poduszki, ładowarki, wykładziny i wieeele innych rzeczy. Ale poza tym była i jest aniołem :) Skradła nasze serca w całości! Potrzebowała więcej uwagi i czasu, ale gdy w końcu nam zaufała nasze życie stało się lepsze. To taki jasny promyczek w naszym domu, przytulas, który pakuje się na kolana, wtula się w ciało i patrzy swoimi wielkimi oczami tak długo, aż ktoś się uśmiechnie i ją potarmosi, a gdy samo patrzenie nie działa, używa całego arsenału rozbrajającego człowieka. Nie wyobrażam sobie bez Mishki życia! Skoczyłabym za nią w ogień, a ona za mną pewnie też. Ta więź wymagała od nas współpracy i cierpliwości, ale dzięki temu jest teraz silna. W dalszym ciągu musimy razem pracować, żeby nam się aniołek w diabełka nie zmienił, bo trzeba przyznać że charakterna i uparta jest, trzeba zapewniać jej odpowiednią dawkę ruchu, w przeciwnym razie rozpiera ją energia, ale złego słowa nie mogę o niej powiedzieć. Ma inny charakter niż Nika. Ani nasza Mishka ani Tosia od rodziców nie zastąpi nam Niki, ale nie o to w tym wszystkim chodziło. Psy nam w domu towarzyszyły i towarzyszyć będą. Korzyści są obopólne- my zyskujemy przyjaciela, członka rodziny, a pies zyskuje szansę na nowe życie,z dala od schroniskowych krat. Na koniec ciekawostka- na przełomie marca i kwietnia przyjechałam z Mishką do schroniska. Panie z biura myślały, że chcę oddać psa, więc już szykowały sobie przemowę umoralniającą. A tu zaskoczenie- chciałam tylko zgłosić wykonanie zabiegu sterylizacji, zostawić trochę karmy dla schroniskowych braci i sióstr Mishki i pokazać, że Aryjka żyje i ma się całkiem dobrze :)
Pozdrawiamy Was razem z Mishką :)
29.06.2015