Dla mnie pierwszego lutego 2020 roku zdarzył się cud! A już myślałem, że mnie to nie spotka. Zawsze warto mieć marzenia i nadzieję. Znalazłem cudownych opiekunów, którzy nie boją się ofiarować domku starszemu, schorowanemu psu:-) Zamieszkałem w Chorzowie:-) 01.02.2020
Witam, mam na imię Ares. Jestem średniej wielkości psem, urodziłem się w styczniu 2005 roku. Z przykrością stwierdzam, że nie jest to mój pierwszy raz w schronisku. 24 czerwca 2013 roku przywieziono mnie z ul. Bytomskiej. Zostałem odebrany przez właściciela dwa dni później. Kolejny raz trafiłem do Psitula 14 stycznia 2016 roku z ul. Bończyka, ponieważ siedziałem samotnie na klatce schodowej. Właściciel odebrał mnie zaraz na drugi dzień. Tym razem (8 stycznia 2018 roku) zostałem zabrany z własnego mieszkania, po tym jak mój właściciel w skrajnym wycieńczeniu organizmu trafił do szpitala. Niestety opiekunowie schroniska wraz ze mną żyli w nadziei na powrót mojego właściciela ze szpitala, lecz od tamtej pory po właścicielu ani śladu. Bardzo mocno wierzyłem w to, że do mnie wróci... Zawsze wracał... Ja się czuję doskonale, mam ogromny apetyt i dużo energii... Jedynie na mojej łapce zauważono dużą kulkę, która niestety okazała się, że jest to naczyniakomięsak, jeden z najbardziej agresywnych nowotworów spotykanych u psów. Co pewnie stawia na mnie kreskę, jeśli chodzi o adopcję, bo kto przecież w strachu pokocha na nie wiadomo jak długi okres do tego starego psa. Szkoda, bo ja sobie bez mojego właściciela, bez ludzi nie poradzę. Chciałbym móc jeszcze poczuć się kochany, móc wywołać na Twojej twarzy uśmiech swoimi "szczenięcymi" zachowaniami. Bo przecież nie kocha się za coś, kocha się za nic! Proszę, podaruj mi jeszcze kilka tych pięknych chwil... Niczego bardziej nie pragnę...
... z wakacji na Kaszubach.
22.10.2021
Dzień dobry!
W sobotę minęło pół roku, od kiedy Ares jest z nami :-) Mamy wrażenie, jakby był z nami od zawsze i codziennie jesteśmy wdzięczni, że trafił nam się taki wspaniały pies. Zupełnie straciliśmy dla Aresa głowę :-)) Opiekujemy się nim najlepiej, jak potrafimy, co zresztą nie jest trudne, bo to naprawdę super pies. Mamy nadzieję, że jest mu tak dobrze z nami, jak nam z nim :-) Zdecydowaliśmy się jednak na operację guza, ponieważ rósł i groził pęknięciem. Z powodu pandemii nie udało nam się dostać do kliniki w Zabrzu, a jako że zbliżał się termin szczepienia przeciw wściekliźnie, znaleźliśmy weterynarza w Chorzowie, który cieszył się bardzo dobrymi opiniami. Operacja odbyła się już ponad 3 miesiące temu i futerko na łapce zdążyło już odrosnąć. Guz nie odrasta, a z badania histopatologicznego wynikło, że jest to mniej agresywna odmiana nowotworu. Ares jest w świetnej formie - nadal jest ciekawskim żarłokiem, który z entuzjazmem chodzi na spacerki ;-) Trochę sobie przytył i ma błyszczące futerko. A weterynarz z każdą wizytą coraz bardziej udowadnia, że pozytywne opinie na jego temat są jak najbardziej zasłużone.
Mamy nadzieję, że się trzymacie w tym nieoczywistym czasie.
Dołączamy zdjęcia i serdecznie pozdrawiamy,
Magda i Piotrek - szczęśliwi opiekunowie Aresa
4.08.2020