Kolejna żałoba w naszym Psitulu :-( Nadeszło to co nieuknione, dzisiaj pożegnaliśmy naszą staruszkę, bernardynkę Sarę :-( Sarusia już raz oszukała śmierć kiedy czołgała się bez sił po błocie szukając ratunku. Było to w kwietniu 2017 roku, miała ropomacicze i nowotwory listwy mlecznej. Jej właściciel trafił do więzienia i powierzył ją znajomemu, a kiedy zachorowała tymczasowy "opiekun" postanowił zamknąć ją w komórce na dworze i czekać, aż umrze sama... Na szczęście Sarusia została zauważona w porę i w ostatniej chwili przyszła pomoc. Po długiej walce stanęła na nogi, polały się łzy wzruszenia, wszyscy podziwiali ją, z każdym dniem była piękniejsza. Poznała u nas swoją ukochaną Madzię, to była taka prawdziwa, szczera i bezwarunkowa przyjaźń psio-ludzka. Chociaż dziewczyny nie mogły zamieszkać razem to spędzały z sobą prawie każdy dzień... Niestety czasu nie udało się oszukać, coraz częściej starość dawała naszej Sarce popalić, miewała lepsze i gorsze dni :-( Aż przyszły dni kiedy iskierki w jej oczach zaczęły gasnąć, kiedy łapki odmówiły posłuszeństwa i kiedy leki przestały pomagać :-( Chociaż cierpiała, to była cichutka i spokojna, tak jak przez całe życie, z godnością wszystko znosiła, a naszą pomoc z ogromną wdzięcznością... Są takie psy na które patrząc masz wrażenie, że mają w sobie nieskończoną mądrość. Właśnie taka była Sara. Chociaż Madzia nie mogła pożegnać się z nią osobiście to nie mamy wątpliwości, że jedna i druga były w tej chwili myślami razem. Gdy Sarcia zasypiała była jak zawsze spokojna, byliśmy przy niej do końca, ale ona była już daleko stąd, bo za Tęczowym Mostem... Gdzie kroczy po zielonej trawce, bez bólu, piękna i młoda, podziwiana przez wszystkich :-( TM 20.12.2018
Od kiedy pamiętam wabię się Sara, jestem jak sami Państwo widzicie sporą dziewczynką, wyglądem przypominam bardzo silne, postawne według wzorców psy rasy bernardyn. Urodziłam się prawdopodobnie w okolicach czerwca 2006 roku. Nie pierwszy raz trafiłam do schroniska.. 7 czerwca 2016 roku zostałam przywieziona przez patrol Straży Miejskiej z ul. Pośpiecha, gdzie krążyłam bez nadzoru. Ale dosłownie w dniu kiedy przyjęto mnie do schroniska wróciłam do domu, ponieważ mój właściciel się po mnie zgłosił. Tym razem było zupełnie inaczej.. 10 kwietnia 2017 roku do schroniska dotarło zgłoszenie o mojej dramatycznej sytuacji. Otóż mogą sobiePpaństwo wyobrazić, że nie jesteście w stanie wstać o własnych nogach, ze wszystkich sił próbujecie się gdzieś przemieścić, ale jest to niemożliwe. Do tego przebywacie w bardzo złych warunkach, w miejscu, które można porównać do chlewika lub komórki przydomowej. Bez jakiejkolwiek pomocy człowieka. Nie była to wina mojego właściciela, ponieważ mój właściciel został aresztowany. Byłam pod opieką jego znajomego. Po interwencji Inspektora Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, natychmiast trafiłam do Kliniki Weterynaryjnej. Ponieważ cierpiałam na zaawansowaną chorobę układu rozrodczego jaką jest ropomacicze, dlatego też zostałam wysterylizowana oraz przebadana. Na chwilę obecną nadal przyjmuję antybiotyki.
Jeśli chcesz dać mi dom, w którym odnajdę to co zostało mi odebrane, to przyjdź i odczaruj moje życie. Chciałabym zostać potraktowana przez ludzi w sposób, na jaki zasługuje. Jestem bardzo dobrym, ułożonym, spokojnym psem. Czekam na dom moich marzeń. Jeśli chcesz uzyskać więcej informacji na temat mojego stanu zdrowia lub w celach adopcyjnych zadzwoń pod nr. tel.:(32) 271-47-97.
Jest u nas 179 zwierzaków | |
---|---|
suczek | 35 |
psów | 80 |
kotek | 30 |
kocurów | 34 |
Są u nas zwierzaki: | |
małe | 87 |
średnie | 64 |
duże | 28 |